20 lat rolniczego samorządu
Świętokrzyska Izba Rolnicza świętuje w tym roku dwudziestolecie działalności odrodzonego samorządu rolniczego w regionie. Ostatnie dwie dekady udowodniły, że w dynamicznie zmieniających się w Polsce warunkach społeczno-ekonomicznych zaangażowanie rolniczego samorządu ma ogromny wpływ na poprawę dochodów sektora rolnego, a partnerska współpraca Izby z instytucjami działającymi na rzecz rozwoju rolnictwa przynosi wymierne efekty. – Rolnictwo to szczególny obszar. Nie można w nim zaszczepiać rozwiązań funkcjonujących np. w przemyśle czy innych gałęziach gospodarki – mówi Ryszard Ciźla, prezes Zarządu Świętokrzyskiej Izby Rolniczej.
– Panie prezesie, wydawałoby się, że 1997 rok to nie są jakoś szczególnie odległe czasy, ale jeśli przyjrzymy się ówczesnej działalności Izby, problemom, którymi wtedy się zajmowała i skonfrontujemy to z rokiem 2017, okaże się, że w świętokrzyskich rzekach upłynęło przez te 20 lat bardzo wiele wody…
– Pamiętajmy, że początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku to był okres wychodzenia z PRL – wychodzenia nie tylko politycznego, gospodarczego, ale też mentalnego. Pamiętam pierwsze wyjazdy do krajów zachodnich i wnioski czerpane z tych wyjazdów; odnosiło się wrażenie, że dystans dzielący naszą gospodarkę i nasze rolnictwo od zachodniego wynosi co najmniej pół wieku. Byliśmy zapóźnieni, mieliśmy tego świadomość. Wspólna polityka rolna, w której wszystko jest precyzyjnie regulowane, w której polski, a więc i świętokrzyski rolnik może liczyć na dopłaty z Unii Europejskiej, wydawała się wtedy zupełną mrzonką.
Z drugiej strony już od kilku lat zaczęło pojawiać się coraz więcej sytuacji konfliktowych i rozmaitych sporów, co skutkowało protestami, a nawet blokadami dróg. Rolnicy chcieli się stać partnerem dla rządu, a przede wszystkim parlamentu przy tworzeniu przepisów prawa dotyczących rolnictwa. Chcieliśmy, by tworzone w Warszawie teoretyczne założenia mogły być konfrontowane z rolniczą praktyką. I dzięki odradzającym się Izbom Rolniczym w dużej mierze się to udało zrobić. Projekt rządowy przygotowany w Ministerstwie Rolnictwa był poddawany szerokim konsultacjom, trafiał do Krajowej Rady Izb Rolniczych, a z niej do wszystkich województw i jeśli mieliśmy zastrzeżenia lub uwagi – zgłaszaliśmy je. I bardzo często były one brane pod uwagę.
Niestety, w ostatnim czasie z tym konsultowaniem mamy problem, postanowiono bowiem w większości przypadków wybierać szybkie ścieżki legislacyjne – większość przygotowywanych aktów prawnych to tzw. projekty poselskie, które nie są poddawane konsultacjom. W związku z tym nierzadko jesteśmy zaskakiwani bardzo szybko uchwalanymi rozwiązaniami, których nie tylko się nie spodziewaliśmy, ale i którym byliśmy przeciwni.
– Wydaje się, że w ostatnim dwudziestoleciu rok 2004 był dla polskiego rolnictwa absolutnie kluczowy. Wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej przed rolnikami pojawiły się nowe szanse, ale też przed zupełnie nowymi wyzwaniami stanęły Izby Rolnicze. Dziś wyzwaniem numer 1 jest przyszły kształt wspólnej polityki rolnej.
– To prawda. Jesteśmy obecnie w kolejnym okresie jeśli chodzi o wspólną politykę rolną, do 2020 roku jej zasady już zostały opracowane i na pewno będą obowiązywały. Ale teraz główne nasze zadanie to, we współpracy z rządem, zastanowić się jakie kierunki powinna przyjąć wspólna polityka rolna po tym okresie i co możemy zrobić, aby były najkorzystniejsze dla polskiego rolnictwa. Niektórzy politycy unijni twierdzą, że zaszliśmy tak daleko, że nie będzie już konieczności wspierania rolnictwa. Ja oczywiście się z tym nie zgadzam, bo nie można i nie powinno się porównywać rolnictwa do innych gałęzi gospodarki. Tak na marginesie: podczas obrad senackiej Komisji Rolnictwa poświęconej załamaniu się rynku wiśni i porzeczki wymieniałem kiedyś poglądy z pewnym senatorem. Powiedział mniej więcej tak: „Domagacie się pomocy, bo wasze gospodarstwa nie osiągają zwrotu kosztów, ale przecież jeśli ktoś ma fabrykę młotków przynoszącą straty, to ogłasza upadłość i zabiera się za coś innego”. Spytałem więc pana senatora czy wyobraża sobie sytuację w której rolnictwo po prostu bankrutuje… Odpowiedział oczywiście, że nie.
Nie można więc na rolnictwo przenosić rozwiązań funkcjonujących np. w przemyśle czy innych gałęziach gospodarki, a jeśli górę wezmą głosy niektórych wyjątkowo liberalnie myślących polityków europejskich, myślących bardziej o gospodarce światowej niż gospodarkach krajowych, to będzie bardzo niedobrze. I to zagadnienie to dla nas teraz szczególnie ważne wyzwanie.
– Z perspektywy trzynastu lat naszej obecności w Unii Europejskiej uważa pan, że świętokrzyscy rolnicy sprostali wyzwaniu?
– Oczywiście tak. Niestety nie dotyczy to wszystkich ponieważ nasz region ma swoją specyfikę. Średnia powierzchnia gospodarstwa w naszym województwie to 5 hektarów więc – zakładając, że na tym areale będzie uprawiane np. zboże – uzyskany dochód na pewno nie wystarczy na utrzymanie rodziny. Z tego powodu w niektórych gospodarstwach w Świetokrzyskiem zaczyna brakować następców; wielu młodych ludzi woli nie wiązać się z rolnictwem, ale na przykład szukać pracy w innym zawodzie lub wyjechać za granicę. Pokolenie moje i moich kolegów patrzy jeszcze na wieś i pracę na roli poprzez sentyment – chce mieć zdrowe owoce i warzywa ze swojego ogródka, jajko z własnego kurnika, bardziej cieszy nas rosół ugotowany z wyhodowanej przez siebie kury niż tej kupionej w supermarkecie. Czy następne pokolenie będzie myślało podobnie? Obawiam się, że nie. Dlatego w nieodległej przyszłości bardzo prawdopodobny jest zmierzch małych gospodarstw, zresztą już w tej chwili większość z nich funkcjonuje tylko dlatego, że ich właściciele mają dodatkowe źródło utrzymania z działalności pozarolniczej.
Pocieszające jest natomiast to, że świętokrzyscy rolnicy są naprawdę kreatywni, poszukują nowych dróg rozwoju i alternatywnych możliwości gospodarowania nawet na niewielkich areałach. W województwie mamy imponującą sieć gospodarstw agroturystycznych o dobrym standardzie, powstają winnice w których produkowane jest świetne wino, pojawiają się nowe uprawy roślin, których w naszym województwie dotychczas było niewiele. To cieszy.
– Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał Robert Siwiec
Trochę historii…
Jak wynika z opracowania przygotowanego przez Agnieszkę Łodej i Juliana Trykę („Wieści z Izby”, nr 1/45, marzec 2017) w Polsce po przekształceniach w 1989 roku powstało wiele inicjatyw reaktywujących izby rolnicze. Ich uwieńczeniem była ustawa z 14 grudnia 1995 roku o izbach rolniczych, która stworzyła warunki prawne do powołania i funkcjonowania samorządu rolniczego w Polsce.
Zgodnie z postanowieniem ustawy członkostwo izb rolniczych z mocy prawa przysługuje trzem grupom podmiotów: osobom fizycznym i prawnym będącym podatnikami podatku dochodowego od działów specjalnych produkcji rolnej; członkom rolniczych spółdzielni produkcyjnych posiadających w tych spółdzielniach wkłady gruntowe.
Z przytoczonej ustawy wynika, że zadania własne izb określone są bardzo ogólnie i szeroko, natomiast ich kompetencje mają charakter opiniodawczy i doradczy. Jest to podstawowy mankament obowiązującej ustawy o izbach rolniczych. Zmiany wymagają również przepisy szczegółowe dotyczące rolnictwa. Aby skutecznie realizować zadania, izby muszą być wyposażone w odpowiednie kompetencje, umożliwiające rolnikom udział w rozstrzyganiu spraw ich dotyczących. Stosowane wnioski i postulaty izby rolnicze zgłaszały od momentu ich reaktywowania.
Wybory delegatów na terenie województwa kieleckiego jako jedne z pierwszych w kraju odbyły się w dniu 7 lipca 1996 roku. Delegatem do Krajowej Rady Izb Rolniczych został wybrany Jarosław Królicki.
W historię Ziemi Świętokrzyskiej wpisuje się również nie istniejąca Tarnobrzeska Izba Rolnicza. Pierwsze wybory delegatów na terenie województwa tarnobrzeskiego odbyły się we wrześniu 1996 roku, jednak ze względu na małą frekwencje nie przekraczającą progu 20% uprawnionych rolników do głosowania zostały uznane jako nieważne.
Prawomocne wybory delegatów (druga tura) na terenie województwa tarnobrzeskiego odbyły się w dniu 18 maja 1997 roku. Z 54 gmin wybrano 106 delegatów do Walnego Zgromadzenia Tarnobrzeskiej Izby Rolniczej. Data ta wyznacza nowy rozdział w działalności samorządu rolniczego na Ziemi Świętokrzyskiej. Delegatem do Krajowej Rady Izb Rolniczych został wybrany wówczas Aleksander Partyka.
Tuż przed nowym podziałem administracyjnym kraju Tarnobrzeska Izba Rolnicza została przemianowana na Nadwiślańską Izbę Rolniczą i zmieniła swoją siedzibę z Tarnobrzega na Sandomierz.
Działalność w roku 1999 została rozpoczęta w zmienionej strukturze organizacyjnej wynikającej z nowego podziału administracyjnego kraju. Wprowadzenie 1 stycznia 1999 roku trójstopniowego podziału administracyjnego, jak i przyjęte rozwiązania prawne spowodowały, że przed upływem kadencji zmienił się skład Walnego zgromadzenia. Po zmianach administracyjnych Świętokrzyska Iza Rolnicza liczyła 184 delegatów, którzy jednocześnie stanowili Walne Zgromadzenie ŚIR.
Po podziale administracyjnym województwa świętokrzyskiego Kielecka Izba Rolnicza (z wyjątkiem powiatu miechowskiego, który wszedł w skład Małopolskiej Izby Rolniczej), część Tarnobrzeskiej Izby Rolniczej (powiat sandomierski, opatowski, staszowski oraz gmina Ćmielów), część Częstochowskiej Izby Rolniczej (gminy Moskorzew, Radków, Secemin), gmina Kluczewsko z Piotrkowskiej Izby Rolniczej oraz gmina Gowarczów Radomskiej Izby Rolniczej połączyły się tworząc Świętokrzyską Izbę Rolniczą.